Kiedy wiedza staje się ciężarem, a nie światłem
„Zostawcie ich! To ślepi przewodnicy ślepych. A jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną.”
(Ewangelia wg św. Mateusza 15,14)
Te słowa Jezusa od zawsze były przestrogą, by uważać, komu powierzamy swoje serce i swój wzrok duchowy. Bo nie każdy, kto mówi mądrze, widzi naprawdę. Nie każdy, kto zna prawo, zna Boga.
W moim życiu był czas, kiedy chłonęłam wiedzę — psychologiczną, naukową, terapeutyczną. Każda książka wydawała się odpowiedzią, każdy autorytet – drogowskazem. Aż pewnego dnia poczułam, że ta wiedza, choć prawdziwa, nie prowadzi mnie do pokoju, ale do ciężaru. Zamiast wzrastać, zaczęłam się oskarżać: że wciąż za mało wiem, że nie potrafię tego wszystkiego stosować, że nie jestem wystarczająca.
I wtedy przypomniały mi się słowa Jezusa:
„Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia, i kładą je ludziom na ramiona"
(Ewangelia wg św. Mateusza 23,4)
Zrozumiałam, że można mieć ogrom wiedzy o człowieku, a jednocześnie nie znać jego duszy. Można nauczać o emocjach, ale bez czułości. Można cytować teorie, a nie znać Miłości, która jest ponad teorią.
Nie ma nic złego w nauce – Jezus nie potępia wiedzy. Ale przestrzega, byśmy nie pozwolili, aby wiedza oderwała się od Ducha. Bo wtedy nawet najpiękniejsze prawdy stają się zimne, a słowa, które miały nieść wolność, zaczynają więzić.
„Litera zabija, Duch zaś ożywia.”
(2 List do Koryntian 3,6)
Kiedy wiedza nie płynie z serca, lecz z lęku, by „być wystarczającą” – staje się kolejnym prawem, które nas przygniata. Ale kiedy nauka łączy się z Miłością, wtedy staje się narzędziem uzdrowienia.
I może właśnie o to chodzi w tej wędrówce – by nie odrzucać nauki, ale uczyć się widzieć nią oczami serca. Bo tylko wtedy wiedza staje się światłem, a nie brzemieniem.
Dziś już wiem, że nie chcę przekazywać suchej teorii o tym, jak wychowywać dziecko.
Chcę pomagać poranionym mamom powstać do życia — przypominać im, po co warto dbać o siebie, dlaczego ich łagodność wobec siebie jest najpiękniejszym darem dla dziecka.
Bo dziecko nie potrzebuje perfekcyjnej matki. Potrzebuje matki, która czuje.
Matki, która zamiast żyć z napięcia, oddycha miłością.
Matki, która wie, że jej własne uzdrowienie jest pierwszym krokiem ku uzdrowieniu relacji z dzieckiem.
Dlatego łączę psychologię z duchowością — bo wiem, że teoria bez Ducha staje się sucha, a duchowość bez zrozumienia człowieka bywa zbyt odległa.
Kiedy spotykają się obie – wiedza i Miłość, rozum i serce – wtedy zaczyna dziać się coś świętego.
Bo ta miłość odmraża, przywraca czucie, delikatność, obecność.
Ona daje więcej niż jakakolwiek wiedza — bo pochodzi z Boga, a nie z lęku.
Dodaj komentarz
Komentarze