Może tkwisz w miejscu, w którym masz poczucie, że świat obrócił się przeciwko tobie?
Może od dziecka nosisz w sobie piętno — trudności, których nie wybierałaś, traumy zapisane głęboko w ciele.
Może niektóre z nich wciąż są nieuświadomione, inne już dawno ujrzały światło dzienne.
A mimo to — zostałaś mamą, żoną, kobietą, która chciała stworzyć inny dom. Dom, w którym będzie ciepło, miłość i bezpieczeństwo. Dom, jakiego sama nie miałaś.
A potem okazuje się, że to niemal niemożliwe.
Dostałaś najpiękniejszy dar na świecie — dzieci.
I widzisz, jak od początku zmagają się z trudnościami. Robisz wszystko, co możesz. Naprawiasz siebie, uczysz się, szukasz pomocy, by one miały lepiej niż ty.
Ale to jakby nie wystarczało.
Bo traumy zapisują się w DNA.
Bo to nie tylko ty — to historia całej twojej rodziny, sięgająca pokoleń wstecz. Krok po kroczku zastanów się przez co musiała przejść Twoja mama/tata, następnie babcia/ dziadek. Jacy byli, co oni otrzymali w dzieciństwie i co mogli przekazać dalej? Jesli tylko ból, strach o życie i walkę o przetrwanie - czy można mieć do nich o to żal?
I choć tak bardzo pragniesz przerwać ten łańcuch bólu, dostajesz w darze… wymagające dzieci. Może z diagnozą. Może wysoko wrażliwe.
I nagle zostajesz z tym wszystkim sama.
Chcesz sprostać wymaganiom świata, stworzyć dom pełen miłości, a zapominasz o sobie — tak, jak kiedyś inni zapomnieli o tobie.
Nie masz już z czego nalać.
Za to doskonale potrafisz się krytykować:
„Nie ogarniam… Dom w chaosie… Dzieci znowu krzyczą… Nie daję rady…”
Nie masz pomocy, bo słyszysz: „Sama chciałaś dzieci, radź sobie sama.”
I czujesz, jak miłość w sercach gaśnie.
Nie rozumiesz, dlaczego ludzie są tak obojętni.
Dlaczego coraz mniej w nas troski, a coraz więcej pośpiechu i zarabiania.
W przedszkolu twoje dziecko to to „trudne”. Na placu zabaw — czasem Ci wstyd.
Wracasz do domu, płaczesz, wątpisz w siebie.
Pojawia się bezsilność, brak nadziei, zamrożenie.
Nie chcesz już czuć bólu, więc odcinasz się.
I choć nie chcesz, przekazujesz dalej to, co otrzymałaś.
Bieda emocjonalna, bieda duchowa, być może też bieda finansowa — wszystko zaczyna się zaciskać jak pętla.
A potem patrzysz na inne mamy.
Ich dzieci są spokojne, one same uśmiechnięte, mają czas na kawę, na włosy, na życie.
I pytasz w sercu: „Dlaczego mnie to spotyka?”
Łzy palą oczy. Nie masz siły być silna. Nie masz siły być oceniana, naprawiana, poprawiana.
Nie masz już siły naprawiać swoich dzieci.
Bo już próbowałaś.
I rozczarowałaś się.
Więc zamroziłaś i zrezygnowałaś.
A w efekcie — twoje dzieci się oddaliły.
Nikt już nie patrzy ze współczuciem.
Wszędzie czujesz ocenę.
Twoje dziecko wg świata nie jest „ok”. Twoje emocje też nie są „ok”.
Nie masz komu się zwierzyć, bo czujesz się po prostu sama i nieakceptowana.
I wtedy świadomie możesz zapytać siebie: To co dziwnego, że popadam w depresję?
Nie, kochana. To nic dziwnego.
To ludzka reakcja na nieludzki ciężar.
Bo sieć wsparcia — ta, która kiedyś istniała — zniknęła.
⸻
Czujesz, że nie dajesz z siebie tyle, ile powinnaś?
Nie jesteś sama.
📊 Badania z 2022 roku wykazały, że polski rodzic jest najbardziej wypalonym rodzicem w Europie.
Aż połowa rodziców przynajmniej raz w miesiącu deklaruje, że nie daje rady, że zawodzi, że nie jest wystarczająco dobra ani dobry.
To nie słabość. To objaw przeciążenia systemu — ciała, emocji, ducha.
Poczucie winy, frustracja, nerwowość, bezsilność — to język układu nerwowego, który już nie ma zasobów, by się regulować.
Social media, presja, szybkie tempo życia, wymagania wychowawcze— wszystko to podsyca nasz stan przebodźcowania.
I w końcu — wypalasz się.
Ale chcę, żebyś wiedziała jedno:
Nawet w najciemniejszym momencie, Bóg zostawia w tobie płomyk nadziei.
Może to właśnie Ty zostałaś wezwana, by uzdrowić to, czego nie uzdrowiło żadne wcześniejsze pokolenie.
Tak, boli. Wiem.
Ale może twoje dziecko przyszło takie, jakie przyszło — właśnie dla Ciebie.
Nie po to, by Cię ukarać.
Ale po to, by Cię obudzić.
By razem z Tobą uleczyć to, co przez lata wołało o miłość.
Bo każda trauma — w swojej istocie — pochodzi z braku miłości.
A brak miłości zawsze rodzi się z lęku.
„W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk,
bo lęk kojarzy się z karą;
a kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.”
(1 J 4, 18)
Im więcej zranień, stresu i braku bezpiecznej więzi doświadczyła i doświadcza kobieta, tym bardziej jej układ nerwowy jest wyczulony na zagrożenie.
Jeśli mama żyje w napięciu, w lęku, w ciągłym czuwaniu — dziecko współbrzmi z jej ciałem, jej emocjami, jej rytmem.
Taka jest neurocepcja.
Badania (m.in. Rachel Yehuda, Bruce Lipton, Moshe Szyf) pokazały, że dzieci i wnuki osób, które przeżyły Holokaust, wojny, głód czy przemoc, mają inny epigenetyczny profil genów związanych z reakcją stresową — np. nadreaktywność osi HPA, większą podatność na lęk czy depresję.
Ale — i to niezwykle ważne — epigenetyka jest odwracalna.
To znaczy, że miłość, bezpieczeństwo, koregulacja, modlitwa, praca z ciałem i emocjami, relacja z Bogiem i drugim człowiekiem — to wszystko dosłownie może „przepisywać” te zapisy. Nasz układ nerwowy i nasze geny są plastyczne. Możemy budować nowe połączenia, nowe ścieżki, nową jakość życia.
Czasem wygląda to tak, jakby „trudne dzieci trafiały do trudnych matek”.
Ale prawda jest inna:
To nie kara. To wezwanie do uzdrowienia pokoleniowego.
Bo dzieci często przynoszą na świat to, co domaga się przemiany.
Ich „trudność” jest językiem miłości — wołaniem o integrację, o to, by mama spojrzała na siebie z czułością, by przerwała przekaz bólu.
Z naukowej perspektywy— to neurobiologia relacji, która mówi, że miłość, koregulacja i obecność mogą tworzyć nowe połączenia w mózgu, sercu i relacjach.
Bo „pod górkę” nie jest karą.
To proces wznoszenia się.
Każdy krok, który robisz w stronę siebie — ku spokoju, czułości, wybaczeniu, kontaktowi z ciałem i Bogiem — jest też krokiem w stronę lepszego życia Twojego dziecka.
⸻
I powiem Ci, nie jesteś słaba.
Jesteś w procesie uzdrawiania pokoleń.
I to, że dziś boli — nie znaczy, że coś z Tobą nie tak.
To znaczy, że czas wreszcie zacząć żyć naprawdę.
Ten tekst to fragment z e-booka, który już niedługo będzie do Waszej dyspozycji ♥️
Ćwiczenie autoterapii: „List do swojego bólu”
To ćwiczenie możesz wykonać od razu po przeczytaniu tego tekstu.
Jego celem jest rozładowanie emocji i odzyskanie kontaktu z ciałem, które nosi w sobie pamięć Twoich dawnych ran.
👉 Krok po kroku:
1. Weź kartkę i długopis.
Napisz u góry: „Drogi bólu…”
2. Pozwól sobie na szczerość.
Wylej wszystko, co w Tobie siedzi: żal, złość, rozczarowanie, tęsknotę.
Nie oceniaj swoich słów. Nie poprawiaj. Po prostu pisz.
3. Zauważ, co czuje Twoje ciało.
Gdzie napięcie się zatrzymuje? W gardle, w brzuchu, w klatce piersiowej?
Oddychaj tam. Nie próbuj tego zmieniać — po prostu bądź z tym.
4. Na końcu napisz:
„Dziękuję Ci, że mogłam Cię wreszcie usłyszeć.”
5. Jeśli chcesz – możesz spalić kartkę lub schować ją w bezpiecznym miejscu.
To Twój symboliczny gest uznania: „Widzę Cię. Już nie musisz krzyczeć.”
⸻
To ćwiczenie nie zastąpi terapii, ale może być jej początkiem.
Właśnie tak zaczyna się proces uzdrawiania – nie od książek, nie od porad, ale od spotkania z własnym sercem.
Ściskam,
Sylwia!
Dodaj komentarz
Komentarze