
Dlaczego nazywanie emocji uzdrawia? Lekcja od Helen Keller i biblijna prawda:
„Ubierz żal w słowa; ból, który nie mówi, szepcze do serca i każe mu pęknąć.” – William Shakespeare (Makbet)
Świadectwo Helen Keller – narodziny dla języka
Helen miała 19 miesięcy, kiedy wirusowe zakażenie pozbawiło ją wzroku i słuchu. Do tej pory zaczynała już mówić, ale choroba nagle odcięła ją od świata. Ślepa, głucha i niema – przeistoczyła się z żywiołowego dziecka w istotę dziką i samotną.
Po pięciu latach bezskutecznych prób porozumienia się z córką, rodzina zaprosiła do Alabamy młodą nauczycielkę Annę Sullivan. Anna od razu zaczęła uczyć Helen języka – sylabizując w jej dłoni kolejne słowa. Jednak potrzeba było aż dziesięciu tygodni, aby udało się nawiązać prawdziwy kontakt.
Przełom nastąpił, gdy Anna literowała słowo „woda” w jednej ręce dziewczynki, a drugą trzymała pod pompą. Wtedy Helen zrozumiała – słowo ma swoje znaczenie.
W książce Historia mojego życia tak wspomina te chwile:
„Woda! To słowo wstrząsnęło moją duszą i zbudziłam się pełna ducha poranka… Do tego dnia mój umysł był jak ciemny pokój czekający na słowa, by weszły i napełniły go światłem, którym jest myśl.” - ten fragment pochodzi z książki "Strach ucieleśniony" Dr Bessel Van Der Kolk
Zanim jednak poznała język, jej życie było jak chaos – nie rozumiała ani siebie, ani tego, co się wokół niej działo. Była zagubiona, samotna, pełna egocentryzmu. Dopiero słowa stały się dla niej mostem, dzięki któremu mogła zrozumieć świat i samą siebie.
Biblijna mądrość o nazywaniu
W Księdze Rodzaju (Rdz 2,19-20) czytamy, że pierwszym zadaniem Adama było nadanie imion stworzeniom. Nadawanie nazw to akt porządkowania, rozumienia i tworzenia więzi.
Tak samo jest z emocjami – żeby je oswoić, musimy je nazwać. A żeby je nazwać, trzeba je najpierw poznać i przyjąć. To buduje samoświadomość, a samoświadomość jest fundamentem, na którym opieramy całe nasze życie.
Gdy wydarza się w Twoim życiu coś trudnego – krzywda, zdrada, depresja, kłótnia z dzieckiem – kluczowe jest, żebyś nazwał/a, co się wtedy wydarzyło i jak się czułaś.
Np.:
❗️„Mąż mnie zdradził – czuję złość, żal i upokorzenie.”
❗️„Koleżanka mnie zawiodła – czuję rozczarowanie i smutek.”
❗️„Dziecko wyprowadziło mnie z równowagi – czuję bezsilność.”
Trzeba przyznać się przed sobą do tych emocji, nawet jeśli nie są „ładne”: że krzyknęłam na dziecko, że byłam uległa i przestraszona, że zareagowałam agresją, że uciekłam od sytuacji. Często do tego trzeba zmierzyć się ze wstydem, ale nie należy się tego bać. To dotyczy także codzienności – kiedy dziecko mówi: „nienawidzę cię” i w nas odzywają się wszystkie stare rany.
Proponuję Ci ćwiczenie: kolejnym razem, gdy doświadczysz czegoś trudnego i będziesz się z tym mierzył/a - spróbuj wyobrazić sobie, że to przez co przeszłaś, czego doświadczyłaś i z czym się borykasz tak naprawdę spotkało np. Twojego syna, córkę, przyjaciółkę, przyjaciela i spójrz na to z tej innej strony, nie swojej a tej ukochanej osoby. Co byś mu/jej doradziła? Jakbyś to wszystko wyjaśniła? Co ta osoba mogłaby czuć w tej sytuacji? Jakbyś podszedł do tej sprawy i do Twojej reakcji na nią, gdyby dotyczyła innej osoby niż Ty? My lubimy się potępiać.
Ale czyż Jezus nie powiedział: „Kochaj bliźniego jak siebie samego” (Mt 22,39). Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego to drugie największe przykazanie? Bo miłość do innych zaczyna się od miłości do siebie – a ona jest możliwa tylko wtedy, gdy znamy i przyjmujemy własne serce.
I wtedy przychodzi uzdrowienie.
Przełom w wewnętrznym świecie.
Kiedy nie wiemy, co się z nami dzieje, działamy chaotycznie, jak dziki zwierz. Ale kiedy nauczymy się nazywać swoje emocje – smutek, ból, żal, złość – wtedy odzyskujemy wewnętrzną równowagę.
A co z dziećmi?
Dzieci mają jeszcze trudniej. Dziewczynka, która – zdaniem dorosłych – „ciągle płacze o byle co”, sama nie wie, dlaczego. Nie rozumie, co się z nią dzieje, a kiedy jeszcze słyszy: „uspokój się”, „nie ma o co płakać” – zostaje zdezorientowana i osamotniona.
Z czasem może nauczyć się tłumić emocje i zamrażać je w sobie. To z pozoru daje spokój, ale w przyszłości otwiera drzwi depresji i zaburzeniom emocjonalnym.
Nadawanie imion emocjom daje wolność!
A gdyby tak – zamiast uciszać – nauczyć się razem z dzieckiem nazywać uczucia?
👉„Widzę, że jesteś smutny.”
👉„To chyba było dla ciebie trudne.”
👉„Rozumiem, że jesteś zła.”
Wtedy dziecko uczy się, że jego wewnętrzny świat jest ważny i że można go rozumieć.
Nie bez powodu w terapii nadajemy emocjom imiona, kolory, kształty czy faktury. Dzięki temu stają się one realne, a więc możliwe do przyjęcia i przeżycia.
Po opowieści Helen Keller łatwiej zrozumieć, jak wielką moc ma słowo. To ono otwiera drzwi do świata – zarówno zewnętrznego, jak i naszego wewnętrznego.
Dodaj komentarz
Komentarze