Jest taki rodzaj złości, który nie mija. Wraca każdego dnia, narasta przy drobnych sytuacjach i choć na początku wydaje się, że dodaje nam siły, z czasem zaczyna męczyć i wypalać od środka. To już nie jest zdrowa, chwilowa reakcja chroniąca nasze granice. To złość przewlekła – stan wewnętrznego zacisku, w którym uwięzione zostaje nasze serce i umysł.
Dopóki jej nie nazwiemy i nie uświadomimy sobie, że nami kieruje, będzie przejmować stery naszego życia. Jak pisał Carl Jung: „To, co nieuświadomione, kieruje twoim życiem, a ty nazywasz to losem.”
Załóżmy, że wkurzy nas mąż. Powiemy mu konstruktywnie, co czujemy i czego potrzebujemy, ale oczekujemy zmiany… a tu nic się nie dzieje. Co więcej – on zachowuje się, jakby nic się nie stało. Wtedy w nas narasta złość. Kumuluje się i zaczyna piętrzyć.
Niektórzy „upychają” tę złość w sobie i zamrażają ją – w efekcie pojawia się poczucie napięcia w ciele, brak energii, spadek motywacji, dystans emocjonalny wobec bliskich, czasem przewlekłe poczucie smutku czy przytłoczenia. Inni wybuchają przy pierwszej nadarzającej się okazji – krzyk, ostre słowa, impulsywne reakcje – co też jest formą nieprzepracowanej emocji.
A gdyby tak spróbować wyłączyć oczekiwania wobec ludzi? Nie wymagać zmiany, tylko odpuścić. Może ta złość, która się w nas pojawia, to wcale nie walka o granice, ale ucieczka przed cierpieniem? Pozwalamy tej złości trwać pragnąc aby coś zmieniła, ponieważ boimy się pogodzić się ze stratą. "Nic nie zdziałam. To nie moja odpowiedzialność." - Bo jeśli ta osoba nie chce się zmienić, to naprawdę – to nie jest moje zadanie.
I tu pojawia się pytanie: czy nie jest tak, że pod tą całą złością kryje się strach przed smutkiem? A może gdyby pozwolić sobie dopuścić ten smutek, który domaga się uwagi - dałoby nam to uwolnienie?
„Przyjmij wszystko, co przyjdzie na ciebie, a w zmiennych losach utrapienia bądź wytrzymały” – mówi Pismo. Czy to znaczy, że mamy bezwolnie znosić zniewagi i obrazy? Nie. Jezus też stawiał granice. Myślę, że te słowa mają głębszy sens: przyjmij to, że nie zmienisz drugiego człowieka. Postaw granice, ale nie walcz z rzeczywistością.
Bo gdy złość staje się przewlekła, to znak, że tkwimy w oporze i nie chcemy zaakceptować tego, jak jest. Mąż nie chce się zmienić? To jego zadanie. Dziecko zachowuje się jak dziecko? To naturalne.
Adler mówił – „każdy ma swoje zadania”. Gabor Maté dodaje – „możesz zmienić siebie, nigdy nie drugiego człowieka. Próba zmieniania innych to szaleństwo.”
W tym tkwi głęboka prawda duchowa: akceptacja ponad wszystko.
Drugi przykład - frustrujemy się ponieważ nasze dziecko wpada w złość tak, że krzyczy, tupie może nawet rzuca zabawkami. Robimy co możemy, rozmawiamy, tłumaczymy, proponujemy różne rozwiązania, a tu nic. Ciągle to samo. W nas kumuluje się frustracja: "ileż można powtarzać?!"
I tu pojawia się pytanie, czy ta nasza złość nie jest oporem przed zaakceptowaniem faktu, że nasze dziecko po prostu... zachowuje się jak dziecko? Że jego mózg i układ nerwowy się rozwija... że ono uczy się regulacji.
Pamiętam dzień, w którym złapałam się na tym, że wymagam od pięciolatka, by zachowywał się jak dorosły. Wtf. Było to tak nieświadome! Walczyłam z rzeczywistością, której najzwyczajniej w świecie nie da się zmienić.
I ku mojemu zdziwieniu, gdy pojęłam i zaczęłam stosować myśli uspokajające: „to tylko dziecko”, „ma przecież tylko pięć lat”, „zachowuje się jak dziecko… bo jest dzieckiem!”, coś się we mnie zmieniło. Gdy zaakceptowałam, że to normalne, mogłam ze spokojnym sercem towarzyszyć mojemu dziecku w regulacji emocji, wspierać je i prowadzić z pełną akceptacją oraz bezwarunkową miłością.
Dziś, nawet w trudniejszych sytuacjach miedzy dziećmi - razem z mężem, wymieniamy tylko spojrzenia i rozładowujemy napięcie śmiechem.
A nasze dzieci? Uczą się, jak współpracować ze sobą, jak radzić sobie ze złością i że gdy coś idzie nie tak, to nie koniec świata. Wszystko można naprawić. Dajemy im przestrzeń na pomyłki. Każdego dnia obserwuję piękne owoce tej pracy.
I kochani podsumowanie -
Złość, gdy trwa długo, bywa oznaką niezgody na rzeczywistość i mechanizmem obronnym przed smutkiem. Przyjęcie smutku i zmierzenie się z nim oraz akceptacja „tak jest” naprawdę mogą przynieść uwolnienie i wewnętrzny spokój.
Samo zrozumienie tego mechanizmu może dać uwolnienie.
Z miłością,
Sylwia
.
Dodaj komentarz
Komentarze